Wszystkie wpisy, których autorem jest tomaszdz

Mnisi, forty, wojny śląskie i zbita… Ponzela

Wraz z wynalezieniem nowoczesnych środków transportu jak kolej, samochody, samoloty, ludzie podróżują znacznie częściej dla przyjemności, ale i wcześniej dostrzegali korzyści wynikające ze zmiany otoczenia. Duchowość rozumiana jako odpowiedzi na pytania: skąd pochodzimy, po co żyjemy, co to jest duch a co ciało etc., była jednym z takich powodów. Wędrowali mnisi, pielgrzymi, pustelnicy – wszyscy których duchowość skłaniała do samotności w innych okolicznościach przyrody lub kultury, albo po to aby dzielić się swoją duchowością z innymi. Jednym z materialnych przejawów tego typu działalności od średniowiecza były klasztory katolickie. Klasztory uznające regułę św. Benedykta – módl się i pracuj zmieniały często sytuację ekonomiczną okolicznej ludności. Prowadzili oni gospody, zajazdy, produkowali wino i piwo etc. Klasztory rycerskie pilnowały bezpieczeństwa pielgrzymów udających się do Jerozolimy lub Santiago De Compostela. Ponadto siostry i bracia zakonni od samego początku utrzymywali szpitale i szkoły.

Zastanawiając się czy jeszcze coś z opisanego powyżej świata zostało, warto udać się do Sercanów Białych w Polanicy Zdroju. Mnisi nie tylko oferują noclegi, ale posiadają muzeum z różnymi przywiezionymi z dalekich krajów rzeczami. Przy kościele jest sklep, w którym można kupić różne ekologiczne produkty jak: nektary, soki syropy z różnych leśnych drzew i owoców. Trzeba jednak pamiętać, że prawie nigdzie klasztorom nie było dane pracować niezmiennie przez wieki w nienaruszonej postaci.

Klasztor Sercanów Białych w Polanicy Zdroju - wyjście szlaków

W zasadzie zwiedzając jakiekolwiek miejsce na Dolnym Śląsku, widać ślady przemilczanych przez polskie podręczniki do historii trzech wojen śląskich. A szkoda, bo jest to klucz do zrozumienia Śląska przez zwiedzających go turystów, do czego powrócę w dalszej części artykułu. Ziemia Kłodzka została zajęta wojska pruskie prowadzone przez Fryderyka II Wielkiego już w 1740 w wyniku pierwszej z tych wojen. Zastąpienie władzy katolickich Habsburgów, przez protestanckie Prusy odbiły się nie tylko na religii, ale na gospodarce, architekturze a nawet na produktach spożywczych. Miało to oczywiście wpływ na życie zakonów na śląsku, ponieważ państwo sekularyzowało majątki kościelne rozdając je zasłużonym wobec nowej władzy. Dopiero w zjednoczonych Niemczech, zelżały szykany jakim poddawano kościelne majątki, a po I wojnie światowej ustał tzw. “kulturkampf” i można było zakładać nowe klasztory. Wtedy właśnie – dokładnie 12 maja 1927 Sercanie nabyli zajazd “u sołtysa Sokołówki” który służy im do dzisiaj.

Z klasztoru można wybrać się na pieszą wycieczkę na Forty Fryderyka Wilhelma II (bratanek i następca Fryderyka Wielkiego II) do którego prowadzi specjalnie znaczony szlak z klasztoru. Zostały one wybudowane zaraz po wojnach śląskich, gdyż po drugiej stronie gór dalej była Austria, która mogłaby upomnieć się o swoje.

Z miejscem tym wiąże się zabawna historia. Gdyby ktoś nie wiedział co to były wspomniane wojny śląskie i kto to był Fryderyk II Wilhelm to mógłby odnieś wrażenie, że forty są o 100 lat młodsze, gdyż na jednym z kamieni wyryto rok 1887, ale nic bardziej mylnego. Jest to data śmiałego skoku Augusta Ponzela. Tenże stary wiarus i weteran wojny francusko-pruskiej, nie do końca trzeźwo myśląc, założył się ze swym kolegą Karolem, że otoczony przez wroga skoczy w kilkunastometrową przepaść. Ponzel przeżył, spadł bowiem na gałęzie wysokiego świerka, po których osunął się na dół. Potem pokaleczony i podrapany, w poszarpanym niedzielnym garniturze poszedł jeszcze do gospody, aby skonsumować wygraną: butelkę wódki Urian i pęto kiełbasy. Jak opowiadał gościom, którzy na początku lat dwudziestych XX w. składali mu życzenia z okazji 80. urodzin – następny tydzień leżał w łóżku, gdyż „okropnie go bolała d…”

Wypoczywanie na mokro

Zaczęły się pierwsze upały. Ja miałem to szczęście, że zaplanowałem na poprzednią sobotę spływ kajakowy w Dolinie Baryczy. Co prawda, z planami różnie bywa i zamiast płynąć Młynówką z Sułowa do Rudy Sułowskiej popłynęliśmy z Milicza do Sułowa rzeką Baryczą to zabawa była przednia, a przede wszystkim mokra. Sama rzeka była w miarę czysta na tym odcinku, od pewnego miejsca w którym dopłynęły jakieś ścieki już trochę mniej, ale mimo wszystko można było obserwować żremia bobrów i ryby. Barycz na tym odcinku przepływa meandrami pomiędzy stromymi skarpami lub też porośniętymi szuwarami trochę łagodniejszymi brzegami. Sporą trudność stanowią przerzucone przez nurt rzeki drzewa oraz powbijane w dno rzeki jakieś pale. Ale to i tak podobno lepiej niż gdybyśmy mieli płynąć Młynówką. Takie przedsięwzięcie najlepiej jest zaplanować dużo wcześniej -co najmniej na tydzień przed. Cena zależy od odcinka rzeki,  tego czy się płynie samemu czy z grupą, oraz od firmy która dostarczy kajaki. Polecam firmy z bezpośredniej okolicy, ponieważ te z dalsza np. z Wrocławia cenią się o dwukrotnie więcej. Również podwójnie wzrasta cena gdy chce się płynąć indywidualnie jednym kajakiem. My zapłaciliśmy 60 PLN za cały kajak  w grupie 8-kajaków.

Góry Bardzkie i stupidphone

W końcu wybrałem się na pieszą wycieczkę z Barda do Kłodzka. Jest to chyba jeden z najlepszych pomysłów, gdy ma się zamiar korzystać tylko z komunikacji publicznej z Wrocławia. W tym wypadku zarówno przez Bardo , jak i Kłodzko przebiega jedna z  dość uczęszczanych linii kolejowych.   Samo wędrowanie   z Barda do Kłodzka zajmuje 5-7 godzin.

Z Barda szlak biegnie ostro pod górę,  drogą krzyżową do kapliczki Matki Boskiej Płaczącej mijając po drodze Źródełko Marii. Cała trasa składa się właśnie z tego ostrego podejścia na początku,  ścieżki idącej granią rozdzielonej pośrodku przez Przełęcz Łaszczowa, oraz ostrego  zejścia żółtym szlakiem na końcu. Środkowa część była podobno kiedyś granicą – trzeba przyznać że bardzo naturalną.

Mogłem się o tym przekonać gdy pomyliłem ścieżki i zboczyłem ze szlaku. Zrobiłem wtedy coś najbardziej nienaturalnego w moim życiu – użyłem smartfona z aplikacją, która naprowadziła mnie  na miejsce, gdzie moja ścieżka jest najbliżej szlaku, oraz nie ma tam zbyt dużo drzew.  Piszę to ku przestrodze innych wielbicieli techniki: świat na zdjęciu satelitarnym to nie to samo, gdy trzeba wspiąć sie po śliskiej glinie prawie pionowo pod górę.

Sady, buraczane hale i muzeum wiejskie

Byłem przemęczony więc wziąłem sobie urlop. Postanowiłem, że udam się na pieszą wycieczkę po Górach Bardzkich, gdzie dojadę pociągiem. Niestety , jak się później okazało – zadanie mnie przerosło. Nie podołałem największemu wyzwaniu – wstać o 5:00 i jechać na dworzec. Wstałem około jedenastej, ale za to byłem wyspany.  Ponieważ nie miałem już rozsądnego połączenia do Kłodzka, postanowiłem pojechać w inne góry …Kocie Góry. Użycie słowa “góry” do wzniesień poniżej 300 m. n.p.m. zawsze wydawało mi się przesadzone. Mimo tego, jak pisał Norman Davies w  Mikro-Kosomsie, nieistniejąca już kolejka wąskotorowa do Trzebnicy, była ulubioną trasą przedwojennych mieszkańców Wrocławia. Zawsze mnie ciekawiło dlaczego tak było- nie lepiej pojechać w Sudety, albo chociaż na Ślęże ? Podobno, wyjaśnieniem miało być wino i szparagi, które były tam zarówno produkowane jak i spożywane. Niestety mimo reaktywowania winnic w okolicach Trzebnicy, wino jest tam wciąż mało popularne. Ja jednak postanowiłem sobie pochodzić:  pojechać koleją do Trzebnicy i przejść czerwonym szlakiem do Obornik Śląskich i  wrócić również koleją.

Do Trzebnicy dojechałem pociągiem, a dokładniej szynobusem. Podstawowa różnica polega na tym, że szynobus posiada tylko jedną ubikacje -w tym wypadku zamkniętą z powodu awarii. Ale sam pojazd sprawiał miłe wrażenie.

W Trzebnicy na dworcu nie było drogowskazów ani  żadnych informacji o szlakach pieszych. I gdzie ten czerwony szlak ? Na szczęście znam trochę Trzebnicę.

Bazylika w TrzebnicyNajpierw udałem się do Bazyliki Świętej Jadwigi w Trzebnicy. Jest ona jedną z najpiękniejszych świątyń w Polsce, przez co przyciąga sporo turystów i pielgrzymów. Pod sanktuarium znajdziemy drogowskazy szlaków pątniczych i rowerowych. Nie znajdziemy jednak czerwonego szlaku pieszego. Prawdopodobnie powodem jest to, że na starych mapach szlak ten jest nazywany “Szlakiem Polskiej Armii” – widocznie tej armii nie było po drodze do kościoła 🙂

 

Na przeciwko sanktuarium, przy pl. Piłsudskiego 1 znajduje się Punkt Informacji Turystycznej. Jest to jedyny znany mi taki punkt na świecie, który jest czynny od poniedziałku do piątku 7:00-15:00. Ale za to dają tam prawdziwe mapy – składane arkusze a nie wydzierane kartki ! Tam też dowiedziałem się gdzie zaczyna się szlak czerwony, ale nie ma tam co iść, gdyż i tak tam nie przejdę z powodu budowy drogi ekspresowej S5. Poradzono mi abym poszedł  przez  Marcinów do Rzeptowic zwykłymi drogami, a dalej już znajdę czerwony szlak. Cały czas miałem iść drogami asfaltowymi, ale mało uczęszczanymi.

sady_trzebnickiePo drodze mijałem pokryte owocami jabłonie w sadach. Zastanawiam się, czy urządzone  z głowa restauracje podające cydr, nie mogły by zastąpić tych przedwojennych z winem.

W Marcinowie zobaczyłem drogowskaz muzeum wiejskie 300m. -postanowiłem że je zobaczę. Tak właśnie spędziłem najwięcej czasu z całej wycieczki zwiedzając Małe Muzeum  Ludowe u Kowalskich w Marcinowie.

Wejście do muzeum

Obraz 1 z 13

Muszę sie przyznać że na początku troszeczkę zabłądziłem. Całość wygląda jak jakieś budynki gospodarskie połączone z rupieciarnią.

Muzeum jest prywatną inicjatywą pana Mariana Kowalskiego i robi na początku wrażenie strasznej rupieciarni. Zastanawiając się nad stanem psychicznym mojego gospodarza doszedłem do wniosku, że nie może być gorszy od stanu autora bloga, którego nikt nie czyta, a ludzie mogą mieć różne hobby. Zatem jak ktoś nie che wchodzić do rupieciarni to niech nie wchodzi. Moim jednak zdaniem muzeum może być frajdą dla dzieci, które już nie wiedzą jak się żyło w XIX i XX wieku. Pan Marian nie sprzedaje biletów, ale można złożyć dobrowolny datek na rozwój muzeum.

W Rrzepotowicach miał się  pojawić czerwony szlak, ale nie było go w żadnym kierunku. Udałem się  drogą przez Przecławice na przełęcz Trójniak i tutaj w połowie drogi znalazłem  szlak czarny, który zaprowadził mnie na Długą Hale. Droga co prawda przypominała nawet miejscami drogi w górach, ale dla zmyłki Długa Hala okazała się być polem buraków.gniezdziec Za długą buraczaną halą, obok niebieskiego szlaku znajduje  się szczyt wykorzystywany przez lotniarzy -Gnieździniec. Jest to częściowo ogołocone z wszelkich krzewów i drzew wzgórze.

Kilkaset metrów za Gnieżdzińcem zaczyna sie urokliwa wioska -Kuraszków. Znajduje się tam nawet schronisko młodzieżowe. Dalej  postanowiłem, że udam się niebieskim szlakiem do Obornik Śląskich. Na końcu Kuraszkowa obok szlaku znajduje się stary dąb z pod którego Napoleon  miał dowodzić bitwą, przez co jest nazwany dębem Napoleońskim.  Wydostanie się z Kuraszkowa nie było łatwe, gdyż na końcu wioski szlak nie był najlepiej oznaczony, ale jakoś mi się to udało. Do Obornik Śląskich szlak niebieski biegnie obok wzgórza zwanego grzybkiem, przez górę Holteia. Wzgórza te w zimie stają się idealnym jak na okolice Wrocławia miejscem do zjeżdżania na sankach. drogowskazWieczorem już po zmroku udałem się na dworzec w Obornikach i tu ku mojemu zaskoczeniu pojawiły się drogowskazy z czerwonym  szlakiem włącznie.

Manifest

Gdybyście wiedzieli jak trudno zacząć ! Ale nie ma rady – kiedyś trzeba. Pomysł na stronę o odpoczywaniu wziął się z potrzeby –postanowiłem, że muszę coś ze sobą zrobić. Po pierwsze, sam jestem zmęczonym człowiekiem i  potrzebuje motywacji do czynnego wypoczynku, a pisanie artykułów na ten temat najlepiej by mi szło gdybym w nim uczestniczył. Po drugie, marzę aby mieć własną stronę, która by miała wiele odsłon i byłaby komercyjnym sukcesem. Jednakże jak twierdzą niektórzy moi krytycy, domena requietus.com składa się dwu, wzajemnie wykluczających się członów. Pierwszy to  tak trudne do wymówienia słowo po łacinie, że drugi człon .com, który sugeruje zastosowanie komercyjne, czyni je praktycznie niemożliwym. Zatem nie przywiązuje się jeszcze do mojego drugiego postanowienia , bo jak mam odnieść sukces to mi sam przyjdzie, a jak nie, to sobie trochę popisze o rzeczach, które i tak mi na zdrowie wyszły.

Generalnie chciałbym zajmować się szeroko pojętą turystyką. Nie wykluczam tutaj aktywności w swoim miejscu zamieszkania, jak na przykład: wyjazd rowerem do parku po przeciwnej stronie miasta.

Istotne będzie nie tylko to co jest, ale co będzie, albo nawet co może być. Czyli chciałbym pisać o niespełnionych potrzebach, szansach , wadach przemysłu turystycznego.

Chciałbym także stworzyć bazę danych o obiektach i wydarzeniach związanych z turystyką i wypoczynkiem. Nie wiem jeszcze jak taka baza miała by wyglądać w szczegółach, ale wiem że nie będzie to kopia tripadvisor-a i mu podobnych, gdyż wydają mi się one być suchymi danymi – oparte tylko i wyłącznie o opinie innych podróżników, podczas gdy ja wolałbym jeszcze jakąś subiektywną nawet ocenę. Osobiście lubię fajne napisane, popularne przewodniki np. z serii „The Rough Guide”, „Let’s go” etc. One zawsze wydawały mi się ciekawsze od tripadvisor-a. Przewodniki zazwyczaj piszą te same osoby i nawet gdy dany przewodnik to praca zespołowa, to zwykle pod czyjąś redakcją. Oceniać hotele czy atrakcje turystyczne może każdy, ale to nie znaczy że każdemu się chce. Można jednak przypuszczać, że o wiele bardziej zainteresowani będą: frustraci których wyprawiono w podróż z teściami albo rodzicami, trole wszelkiej maści, oraz ci którym się zwyczajnie pomylił oceniany obiekt.

Liczę przy tym na Wasze pomysły. Jeśli ktoś z Was miałby pomysł na wspomnianą bazę danych, albo chciałby napisać jakiś artykuł to proszę o kontakt na redaktor@requietus.com. Zastrzegam sobie przy tym prawo do odmowy publikacji i zmiany dostarczonych materiałów, oraz jeśli nie postanowiono inaczej, wszelkich praw autorskich do tych materiałów.